Siedząc któregoś pięknego dnia przy browarku zaczęliśmy się zastanawiać jak się dymają słonie. Co prawda nie raz widzieliśmy sąsiadkę z naprzeciwka, która mogłaby występować w programach Animal Planet ze względu na rozmiary kaszalota albo płetwala błękitnego, która w sytuacjach intymnych ze swoim mężem Zdzichem powodowała tąpnięcia ziemi w okolicy, ale to nie to co prawdziwe słonie. Teorii było wiele, ale nikt z nas nigdy nie widział posuwających się słoni, więc postanowiliśmy pojechać do zoo i zbadać sprawę na miejscu. Przy okazji chcieliśmy nieco spenetrować teren wokół zoo, bo wiadomo, ze do ogrodu zoologicznego przyjeżdża sporo dupeczek i można czasem taką laskę zaciągnąć gdzieś w pobliskie krzaczory, tylko trzeba wiedzieć gdzie. Niestety, jak to zwykle bywa, ogród zoologiczny był już zamknięty. Daniel nachlał się browaru i w czasie jazdy musiał 43 razy walić szczocha, więc jechaliśmy chyba pół dnia. Dupa blada. Zoo zamknięte, o czym poinformowała nas pracownica ogrodu....